Moim zdaniem Fredo nie powinien być zabity, bo w końcu należał do rodziny. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, bo w końcu to jest podstawa tego filmu: dla rodziny wszystko, rodzina najważniejsza i w ogóle. Przynajmniej tak ja odebrałam pierwszą część. Michael nie jest w stanie dorównać swojemu ojcu, bo porzuca wszystkie jego najsilniejsze wartości, czyli np. właśnie lojalność wobec rodziny. A tak btw to tak bardzo brakowało mi w tym filmie Marlona Brando (no bo te jego gesty i cała jego postać po prostu są nie da się ich opiasać trzeba to po prostu zobaczyć) i tego klimatu jakie pierwszej części nadawały sceny w biurze Ojca Chrzestnego, gdzie było tak ciemno.